Urodzilam sie i wychowałam w bloku ale takim 3-pietrowym, gdzie sąsiedzi byli super (pamietam, jak sie chodziło na telewizję, bo nie wszyscy od razu mieli telewizory). Potem zamieszkalismy z mężem w małym domku w tym samym mieście. I znowu trafiłam na wspaniałych ludzi (do tańca i do różańca). Mimo upływu lat utrzymujemy bliski kontakt. Potem był współdom - jedno z czterech mieszkań. I wtedy powiedziałam - a ja i tak jeszcze zbuduję dom. Panienka, której tatuś zafundował mieszkanko z okazji zdania matury (non stop imprezy, i to jeszcze jakie!), małżeństwo z tatusiem awanturnikiem i damskim bokserem, paniusia, której nie chciało się wyprowadzac psa na spacer tylko wypuszczała go na wspólną działkę, ratlerek ujadający od świtu do nocy. Ufffffffffff! Aby tylko wykończyć własne cztery ściany na własnych 10 arach.