O tym
To, co nad nami, wygląda klasycznie i można
powiedzieć, że nawet powierzchnia idealnie
zachmurzona. Wchodzimy przecież roztropnie
w otoczenie. Zobacz; ze mnie też wypływa
wisielcza konsystencja, a w twoim karku taka
sama dziura, i nikt nie może zatamować.
Stąd kadmowa purpura wszędzie, gdzie
dochodzi tupot bosych stóp i rzęsisty
deszcz wypłukuje zachłyśniętą rzekę.
I nie ma mowy o gaszeniu światła, kiedy
przykładasz ucho i czujesz tętno wiedząc,
że tak pulsuje ziemia – słuchaj. Słuchaj!
o czym płoną miasta, kiedy wieżowce
nakłuwają poczerniałą skórę. Nie myśl,
że słońce da się wyłączyć ot tak, robiąc
„pstryk”, i tym sposobem ukryć kształt
powyginanych szyn i podwieszanych
mostów, nawet gdy towarzyszy mgła
i próbuje zmylić kierunek rozrzuconym
kotwicząc cienie. Bo to jest – waruje
podczepione do swoistego respiratora,
rozciąga grzbiet. Kładzie się na zimnym.