No i poszłooo.... Nie jestem w stanie odtworzyć kolejności robót. Zwłaszcza, że od drugiego tygodnia było czterech chłopa, więc w zasadzie robili wszystko na raz. Za to ja też dostałam nieźle w kość. Majster – Rajmund – uprzedził mnie lojalnie, że nie mają samochodu, bo on właśnie jest w trakcie robienia prawka. Ok. Materiały będę dostarczać. Generalnie było jedno większe zamówienie – w L-M, to przywieźli. Ale a to worek tego, worek tamtego, co chwila coś . Na szczęście po duperelki chociaż jeździli sami. Więc biegam rano sprawdzić, co się dzieje, potem do roboty, potem z powrotem. W te i we wte. I tak w zasadzie do dziś . Ale roboty się posuwają
O:
Moje pierwsze płytki
Mieli kłaść gres na podłogę w kuchni, ale okazało się, że felerna partia. Więc czarna rozpacz Co ja zrobię? Nic innego mi się nie podoba
A majstry nie mają co robić No to Rajmund ściągnął parkieciarza
Po cyklinowaniu, listwach i uzupełnieniu braków wyglądało tak:
A tu mój ulubiony kącik:
W tym miejscu szła do połowy zatynkowana stara rura jakaś. Ponieważ wykuwanie jej mi się jakoś nie uśmiechało (zwłaszcza, że było ich więcej, tylko pod sufitem), Rajmund zaproponował, że obrobi gipsem na okrągło. To już mi się bardzo uśmiechnęło - po połączenie sufitów ze ścianami też tak mam. Jakoś się wtedy nie zastanawiałam, co z tym fantem zrobi parkieciarz Teraz już wiem
I po olejowaniu:
Ściany też już raz pomalowane z gruntem