Chyba bym długo myślał i nic nie mógł wymyślić sensownego, więc wsiadłbym na rower i popedałował gdzieś przed siebie - na przykład na Nordkapp przez Wilno, zwiedził Londyn i Irlandię, potem zobaczył Gaudiego w Madrycie, szlakiem muszli dojechałbym do zamków nad Loarą. W Amsterdamie zakosztował rowerowego raju. Na Niemieckiej autostradzie spróbowałbym pobić swój rekord prędkości jazdy rowerem z sakwami (marne 65km/h a tu idealna droga bez ograniczeń prędkości) Wrócił brzegiem Bałtyku na Mazury, potem tatarskim szlakiem na Polesie i do domu. I mógłbym już spokojnie planować co robić z tymi pieniędzmi dalej...