Jedną część trawnika zakładaliśmy mniej więcej w tym terminie, bo Małaż sie uparł, pozostałe części no wiosnę, bo ja sie uparłam. Trawnik Małża wyglądał słabo po zimie, mój wiosenny dogonił zakładany jesienią, trawa na " moim” zeszła szybciej i równiej i co najważniejsze, ja miałam szanse wyrównać podłoże które przez zimę poosiadało. Śnieg też nie był litościwy dla trawnika, biedna młoda trawka została miejscami przygnieciona przez zaspy, które na przedwiośniu zamieniły się w lodowe tafle. Dodatkowo ptaki przed zima są u nas bardziej żarłoczne i powyjadały dużą część nasion, no i jeszcze sprawa suki, która całą zimę nie mogła swobodnie biegać po nowym trawniku, szczególnie jej niszczycielskie działanie były widoczne na przedwiośniu. Wiosną poszło mi jak z płatka, było wilgotno i ciepło, pierwsze koszenie było wspólne na” moim” i Małża trawniku. Ja jeszcze jesienią dałam obornik, zostawiłam glebę w ostrej skibie, a wyrównywaniem zajęłam się bardzo wczesną wiosną , miałam czas na osiadanie podłoża. Małż tego wszystkiego nie zdążył zrobić, efekty są widoczne do dziś, moja trawa jest lepiej odżywiona, równiejsza. Małż posiłkuje się nawozami znacznie częściej niż ja, wchłanianie wody w podłoże też jest inne, bo ja sobie podłoże zdążyłam rozluźnić, on siał na tym co miał. Ja po wałowaniu to mam pole golfowe, Małż nigdy takiego efektu nie uzyskuje, bo podłoże jednak siadło. Opłaciło się bardzo długo przygotowywać podłoże, od czasu tego doświadczenia staje po stronie siewu wiosennego. Nie ma to jak dwie uparte osoby w jednym ogrodzie
.