Właśnie wróciłem z akcji pożarniczej gaszenia domu (jako bezsilny widz)- jestem wstrząśnięty!!!!
Człowiek w 20 min stracił cały dorobek życia którym cieszył sie od 2 lat. Wszystko zaczęło się od pożaru komina i przez jego nieszczelność zapalił się cały dach (ok 350m2) i potem dom i spłonął niemal doszczętnie .
Niech mi tylko ktoś jeszcze spróbuje wciskać kity o niepalności wełny i jak to nie jest bariera ogniowa- łeb ukręcę....
8 jednostek straży nie dawało rady zagasić żaru jaki długi czas się rozniecał. Wełna obłożona z góry i dołu foliami wyglądała jak płonący sandwich, bardzo szybko przepalały się łaty podtrzymujące dachówki - potem ta dachówka spadała w dół wraz z rozżarzoną wełną przebijając przepaloną nidę i wtedy poszedł dymek jak zaczęły palić się parkiety, meble łóżka- niech mi ktoś ściemni o toksycznych oparach izolacji styropianowej, piankowej - to mu dla przykładu rozpalę jego łóżko to se wtedy zobaczy....MASAKRA
Czego nie pochłonął ogień to dzieła dopełniła woda ze strażackich węży- dom nadaje sie do zepchnięcia jako kupka gruzu...
Szczęściem w nieszczęściu jest (o ile mi wiadomo), że nikt w pożarze nie ucierpiał- o ile serce właścicielom wytrzyma jak zobaczą jutro to pobojowisko....