A potem wszystko skończyło się tak, jak się miało skończyć. Wylądowaliśmy z Agatą w naszym pokoju, w jednym łóżku, bez jakiejkolwiek myśli o seksie. Ważne było to że jesteśmy, że nikt nikogo nie musi szukać. Mogliśmy spokojnie zasnąć. Puchar, oczywiście, przynieśliśmy ze sobą do pokoju. Piękny puchar!
Niestety, poranek nie przebiegał zgodnie z naszymi wcześniejszymi oczekiwaniami.

Przekomarzaliśmy się leżąc w łóżku, obydwoje zmęczeni wczorajszym dniem i nocnymi wydarzeniami. Ani zimny prysznic, ani leczenie kaca napojami z chłodziarki nie przynosiły przełomu. Cóż, teraz tylko czas mógł odegrać swoją rolę.
- Idziemy na śniadanie? – prowokowałem, gładząc jej biodro osłonięte dość przezroczystą, jedwabną koszulą. Na pewno prezent od Dorotki, jej samej nie byłoby na taką stać.
- Idź sam! – mruknęła. – Przynieś mi tylko jakiś kefir.
- Łudzisz się, że pójdę?
- A nie powinieneś?
- Nie wiem co powinienem, ale i tak nie pójdę.
- Bardzo schudniesz! Dorota cię nie pozna.
- Więc wytarga ci uszy, że do tego dopuściłaś. Zresztą, i tak sobie grabisz od pewnego czasu..
- Ja? A niby czym?
- Chociażby tym, że kiedy tylko jesteś obok mnie, zawsze cię boli głowa.
- Kto tak powiedział? Pytałeś?
- A co, dzisiaj cię nie boli?
- Nie…
- Nie opowiadaj! – roześmiałem się.
Niby dla żartu przysunąłem się do niej bliżej po czym objąłem dłonią pierś. Nie zareagowała. A po chwili nie zaprotestowała, kiedy zdejmowałem z niej koszulę.

Musiałem się sporo napracować zanim doszła do finału i prawdę mówiąc, wykończyłem się kompletnie. Zresztą, ona też nie przejawiała teraz aktywności. Leżała na wznak z nieco rozchylonymi nogami i wyglądało jakby drzemała. Policzki zaróżowione, usta lekko otwarte, tylko biust podnosił się i opadał w rytmie oddechu.
Usiłowałem wstać, ale nogi mnie nie posłuchały i klapnąłem z powrotem na łóżko.
- Nie rozrabiaj! – usłyszałem z tyłu i odwróciłem głowę.
- Przepraszam, to niechcący. Nogi mi drżą i nie mogę wstać.
- Przejdzie ci – odpowiedziała, nie zmieniając pozycji. – A gdy już wstaniesz, podaj mi, proszę, chusteczki. Narobiłeś bałaganu, a sprzątnąć nie ma komu.
- Rozsmaruj po udach. Dorotka mawia, że to najlepszy balsam do skóry.
- Ja już do tego raczej nie przywyknę, ona miała więcej czasu na zabawy z tobą.
- Nie trzeba się było opieprzać!
- Idź już! – rzuciła zniecierpliwiona. – To wrażenie jest niemiłe! I szybko opuść łazienkę!
- Dobrze – odparłem, podnosząc się z łóżka. Nogi wciąż mi drżały, ale ustałem.

Kiedy już się ubraliśmy z zamiarem odwiedzenia jadalni, Agata jakoś przypadkowo podeszła do okna, spojrzała i znieruchomiała.
- Tomek... – odezwała się. – Coś mi się wydaje, że zaraz się zacznie heca.
- Jaka znowu heca? Co tam ujrzałaś? – podszedłem bliżej okna i w sekundzie zrozumiałem.
Na dole, przed wejściem do hotelu stały dwa radiowozy.
- Kurwa mać! – zakląłem. – Jeszcze nam zjeść nie dadzą. Jak kradł i oszukiwał, to ich nie było. A teraz mają czas!
Wczoraj zdałem jej relację z rozmowy z Bogdanem, więc zrozumiała.
- Spokojnie! – roześmiała się wesoło. – Pobawimy się z nimi trochę, będzie weselej. Jesteś gotowy?
- Mniej więcej.
- Idziemy więc. Wezmę cię pod rękę, będziemy ładnie wyglądać.
- Proszę bardzo!

Dochodziła jedenasta, ale w jadalni było mnóstwo osób. A to oznaczało, że większość wczorajszych imprezowiczów nigdzie się dzisiaj nie spieszyła. Kelnerki uzupełniały jeszcze zapasy na szwedzkim stole, być może czas śniadania zostanie nawet wydłużony. Przystanąłem za Agatą, bo zatrzymała się by nie przeszkadzać paniom kelnerkom i od tyłu objąłem dłońmi jej talię. Zareagowała na ten gest niecierpliwym zakołysaniem bioder, ale nie odpuszczałem. Wtedy odwróciła się i udawanym, głośnym szeptem, warknęła mi do ucha.
- Słuchaj, jak kobieta prześpi się z facetem, to on potem zawsze się tak przypierdala do niej?
Parsknąłem śmiechem na cały głos, aż mnie skręcało. Jej poważna mina w połączeniu z takim słownictwem…
- Przyzwyczajaj się! – zdołałem w końcu wykrztusić.
- Za późno – pokręciła głową.
- Dasz radę! – powiedziałem głośno.
Budziliśmy zainteresowanie swoim zachowaniem, ale stojący obok chyba nie zrozumieli całości naszego dialogu, bo miny mieli jakieś niepewne.

Kelnerki wreszcie poszły sobie i dołączyliśmy do kolejki.
- Żur pachnie doskonale! – rzucił ktoś z grupki stojących przed nami.
- Wiedzą co jest dobre na the day after – odpowiedział mu inny, śmiejący się głos. Czyli nastroje w narodzie były dobre.
- Włożysz mi tego żuru? – zwróciłem się do Agaty. – Ręce mi drżą, boję się, że porozlewam.
- Włożę. Ty mi wkładałeś, to czemu ja nie mogłabym ci włożyć? – wypaliła bez ściszania głosu, po czym zakryła usta dłonią, jakby to się jej wypsnęło. Mężczyźni zarechotali i zaczęli nam się bacznie przyglądać.
- Narzeczona! Nie zdradzaj tajemnic alkowy! – znowu objąłem ją w talii i przytuliłem.

- Przecież nikt nas tu nie zna. Twoja żona się o tym nie dowie – paplała.
- Gdyby pani nie wystrzelała pucharu, może by i nie znali – zauważył jeden z panów, śmiejąc się na głos.
- Gdybym wczoraj wiedziała, że mnie przygarnie, to bym nawet nie podchodziła blisko strzelnicy – odparowała mu bez namysłu, cały czas nakładając jedzenie na talerzyki. – Twarożku zjesz? – spojrzała na mnie.
- Nie. Wolę ten słodki serek, glukoza jest mi potrzebna.
- Słusznie! Proszę bardzo – wręczyła mi talerzyk. – Idź już i usiądź, resztę przyniosę sama.
- Dziękuję ci, kochanie!
- No, no! Nie przesadzaj aż tak! Kochanie to masz w domu!
- Kto zrozumie kobietę… – westchnąłem filozoficznie i rozejrzałem się, szukając wzrokiem wolnych miejsc.
Nie zwróciłem uwagi na dwóch cywilów siedzących obok panów w myśliwskim umundurowaniu, siedzących przy stole w głębi sali. Zresztą, dzisiaj już ludzie byli odziani różnie.

Wybrałem pusty stół przy ścianie i zająłem ostatnie miejsce, by mieć widok na wejście do sali. Po chwili nadeszła Agata. Postawiła tacę, ale nie usiadła. Poszła jeszcze raz, po kawę. Tę przyniosła już bez tacy. I zaraz dołączyło do nas trzech panów z dość kwaśnymi minami.
- Dzień dobry! – przywitali się, ale wyglądali dość niepewnie. – Możemy się przysiąść?
- Proszę, proszę! – odpowiedziała im Agata, szerokim gestem ręki wskazując na wolne miejsca. Stoły były tutaj na osiem osób. Od razu też zwróciła się do mnie.
- Zrobić ci kanapki czy sam dasz radę?
- Nie wiem, na razie żurek – mruknąłem.
- Podstaw pod brodę, byś nie rozlewał na stół – zakpiła.
- Jest tu żurek? – westchnął jeden. – Nawet nie zauważyłem…
- Żeby mnie tak ktoś zrobił dzisiaj kanapki... – zajęczał drugi.
- Pan poprosi kelnerkę, może się zgodzi? – Agata roześmiała się.
- Prędzej chyba dałaby się namówić na łóżko, a nie na kanapki – podsumował kolejny.
Sięgnąłem po łyżkę. Ręka mi drżała. – Nie, najpierw zjem serek – zdecydowałem w jednej chwili.
- To ja pójdę po żurek – pierwszy podniósł się z miejsca.
- I jajecznicę! – podpowiedziałem. – Ominie pana robienie kanapek.
- Niezła myśl! – uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Jedz, bo ci wystygnie! – przypomniała Agata.
- Słusznie.

Bardzo leniwie nam to szło i co gorsza, jedzenie dodatkowo osłabiło moje siły. Wprawdzie dałem radę serkowi, później uporałem się z żurkiem, ale dla kajzerki z plasterkiem sera i wędliny zabrakło już miejsca. Siedziałem więc gnuśny, czekając na Agatę. Była pewnie dopiero w połowie posiłku, tak jak i nasi sąsiedzi. Oni robili sobie wręcz przerwy na łapanie oddechu. Też byli kompletnie bez kondycji.
- Ciężkie jest życie – westchnąłem, spoglądając w ich stronę.
Nie wiem czy i co odpowiedzieli, bo przed stołem pojawiło się nagle dwóch panów w wymiętych garniturach. Rozdzielili się, po czym usiedli na wolnych miejscach, każdy z innej strony stołu. Jakby blokując nam możliwość przejścia.

- Dzień dobry państwu! – odezwał się jeden z nich.
- Dobry… – mruknęliśmy wszyscy.
- Przepraszam, że przeszkadzam, chciałem tylko zapytać tych państwa na krańcu stołu. To państwo siedzieliście wczoraj wieczorem obok pana prokuratora Rymszy, tak?
Rzuciwszy pytanie, spoglądał to na mnie, to na Agatę.

- Ja? – odmruknąłem niechętnie. – Ja siedziałem obok narzeczonej, a ona w ogóle nie jest prokuratorem. Przynajmniej tak mi powiedziała.
- Bo to jest prawda, nie jestem prokuratorem! – spojrzała na mnie. – Ciebie bym przecież nie okłamała!
- Proszę sobie nie dworować, sprawa jest zbyt poważna. Pytam czy to państwo byliście za stołem prezydialnym w chwili, kiedy pan prokurator Rymsza… powiedzmy, że znalazł się na podłodze?
- Ale ja nie znam takiego gościa – odpowiedziałem z przekonaniem. – Kilka osób mi się wprawdzie wczoraj przedstawiało, ale takiego nazwiska nie kojarzę.
- A poza tym, przeszkadza mi pan w trawieniu – dołożyła Agata. – Ser mi się źle układa w żołądku!

Sąsiedzi opuścili głowy i zasłonili usta rękami, a cywilowi zadrgały kąciki ust.
- Trudno! – rzucił, wstając z miejsca. – Chciałem grzecznie porozmawiać, ale widzę, że się na razie nie da. Cóż, pozwolę państwu dokończyć posiłek.
- Porozmawiać? – zdziwiła się Agata na cały głos. – Ja dzisiaj wywiadów nie udzielam! Jestem zmęczona i bez telewizyjnego makijażu! Mowy nie ma!