No i minęło kilka dni jak błyskawica.
Zaczęliśmy walkę z drewnem.
Ambitnie od poniedziałku, od samego rana.
Musieliśmy mierzyć każdą deskę bo jak się okazało nie wszystkie miały 4m.
Pomysł był taki: przeciąć 4 m deski na dwie części. Pierwsza miała mieć 1 m długości na "kibelek" a druga 3 m na altanę.
W praktyce okazało się, że bezpieczniej zrobić 95 cm bo nie wszystkie sztuki trzymały wymiar.

Potem skręcaliśmy deskę po desce az w końcu (gdzieś w połowie roboty) doszliśmy do wniosku, że nasz kibelek bedzie zbyt ciężki, żeby go przenieść w drugi koniec działki.
Zatargalismy go z żoną i starszym synem Pawłem (12lat) i tam dokończyliśmy używając wkrętarki aku.
Tak skończył się dzień roboczy - poniedziałek.

Nadszedł wtorek rano.
Budzik zadzownił ok. 7.30. Chyba tak dla jaj bo nikt się nim nie przejął.
Potem o 8 zadzowniła jeszcze moja komórka ale w dalszym ciągu nie było siły ani ochoty żeby wstać.
Entuzjazm jakby trochę mniejszy.

W końcu pojawiliśmy się na budowie ok 11 (zamiast ok 8.30)
Pozostał do dokończenia obiekt westchnień i skupienia.

Najbardziej ekscytowąło wycinanie otworu pod .... . Nie wzieliśmy klapy na wzór i nasz otwór to dzieło wyobrażeń, fantazji i umiejętnoasci opanowania wyrzynarki.

Potem jeszcze malowanko impregantem (wszystko od A do Z własnoręcznie wykonała moja żona).

Efekt końcowy na fotkach.

Na koniec dnia dzisiejszego dokończyłem nasyp i razem z żonką ustawiliśmy 12 bloczków M-6 jako "fundament" pod altanę-magazynek.

Ponad godzina poświęcona na ustawianie bloczków w jednym poziomie, na całej płaszczyźnie 3x3. Nie wierzyliśmy, że jest to taka upierdliwa czynność.
Jutro będziemy walczyć dalej z altaną. Plan to postawić konstrukcję oprócz dachu i drzwi bo to ma być gotowe w czwartek.

Ciekawe kiedy pojawi się u nas Pan Woda. Obiecał w zeszłym tygodniu, że "po Niedzieli to na bank". (Kurczę zapomniałem zapytać o której niedzieli mówił. )