A ja to nawet lubię sprzątać. Jak jestem wyspana i wypoczęta. Jak nie ma nikogo w domu. Jak nie mam akurat fajnej książki. Jak nie mogę usiąść do komputera. Jak nie ma właśnie fajnego filmu. Jak nie mam nic innego akurat do roboty. Wszystkie te warunki są niemal niemożliwe do spełnienia, dlatego też częstotliwość tego stanu jest mocno nieszczególna.
A najbardziej "kocham" jak wysprzątam całe mieszkanie, namacham się, pazury połamię, krzyż mi pęka, a po pół godzinie aktywności mojej rodziny i zwierzaków wszystko zaczyna wyglądać jak przed sprzątaniem...
Mówcie mi Syzyf...