"Mierz siły na zamiary... oraz potrzeby". W 2006 roku zamarzył nam się mały domek. Przeglądanie internetu i katalogów, rozmowa z "już mieszkającymi" znajomymi o potrzebie i roli pomieszczeń gospodarczych, dopasowanie projektów do gminnych warunków zabudowy trwało trochę. Z katalogów zacząłem wydzierać kartki z "wstępnie" wybranymi projektami - sugerując się "ekonomią": nie chciałem wielkiego domu z wielkim salonem, który kilka razy w roku jest używany (praktycznie TV "wywaliłem" na górę do jednego z kilku pomieszczeń). Summa summarum wybrałem projekt Konrada Matuszewskiego M109/149. Żona widząc ławy fundamentowe oburzała się, że jest za mały. Po "wybudowaniu" nabrało to innej skali i wyglądu - zmęczyła się sprzątaniem np. w czasie tzw. "szału" budowlanego czy świątecznego". Cały czas irytuje tekstami, że salon jest za mały - chociaż jest on używany tylko do imprez. Z przewidywanego małego domu "wyszedł" średni: 151m2 użytkowej, 191m2 całkowitej, 565m3 kubatury. Koszty eksploatacji wynoszą (tylko GZ50 W3) mniej niż za wcześniej posiadane mieszkanie 38m2. Ważniejsze dla mnie było (podobnie jak opinie niektórych poprzedników w tym temacie), aby zamiast wielkiego pałacu na pokaz dla rodziny i sąsiadów, wielkiego salonu i kuchni oraz super balkonów i krużganków NIE MIEĆ kredytów do spłacenia pobranych na te cele, nie zarzynać się kosztami eksploatacji (ogrzewanie), nie psioczyć na mękę przy sprzątaniu. Do dobrego szybko można się przyzwyczaić, ale jeszcze nie tak dawno wielu z obecnych posiadaczy domów uważało mieszkanie 65-70m2 za szczyt marzeń (mówię także o sobie). Skoro wcześnie wymarzone 70m2 jest znacznie mniejsze niż omawiane na forum 100m2 bez lub z minimalnym kredytem, to trzeba to realizować. Gdy się uda, satysfakcja jest BEZCENNA (chociaż obecnie błąka mi się myśl o parterówce. Każdy metr powierzchni CAŁKOWITEJ kosztuje. Garaż kosztuje - ale jest także "składem" rupieci, więc jednak się przydaje nie tylko dla samochodu. W excelu prowadzę kalkulacje kosztów eksploatacji i mam świadomość "finansową", co udało się osiągnąć. Do mojej Żony to nie dociera, potrafi "wygarnąć" tekstem o małym salonie czy innych rzeczywistych lub wydumanych wadach. Pozostaje mi wtedy tylko a) wyjść na spacer, b) przeglądać fora do zaplanowania następnej budowy, c) czekać na 21.12.2012 . Dom ma być wygodny i wystarczający dla mojej rodziny - nie jestem Carringtonem czy Kulczykiem, nie muszę mieć pałacu na pokaz. Życie jest tylko jedno, a skoro bocian zostawił mnie w takich warunkach, a nie innych (Onassis, Kennedy, Rotschid, ...), trzeba sobie radzić samemu. Pozdrawiam.