Agduś, ty oszczędzałaś na kapeluszu a ja na fryzjerze
Ale mi tak wyszło. W czwartek mieliśmy cywilny, w piątek zdawałam egzamin z radiologii a w sobotę kościelny. Na wesele jedzenie było robione w domu mamy i teściowej i wożone na salę. To był 89 rok, nic nie było nie tylko w sklepach ale też i w restauracjach. W każdym razie mój tata zamiast prowadzić pannę młodą, wiózł wielki gar flaków. Samochód, którym mieliśmy jechać utknął na niemieckiej granicy, miał nas wieźć rodziców kolega taką wypasioną furą a pojechaliśmy poldkiem . U fryzjera nie byłam, bo najpierw się uczyłam a potem piekłam kurczaki. Tak sobie myślę, że mój ślub był jak całe moje życie. Ciągle usiłuję je ogarnąć ale okoliczności mi przeszkadzają