Ja się zgadzam z większością tego, co piszesz.
Uważam jednak, że w pokoju dziecka, który ma mu służyć przez wiele, wiele lat, na różnych etapach rozwoju, nie powinno się iść w kierunku: "nie jest źle".
Owszem, ustawność pokoju to podstawa. Ale w pokoju "na wymiar" koniecznych mebli, jeżeli dziecku się zamarzy coś innego, nowego, dodatkowa szafa na ubrania czy regał na książki czy LEGO to już może być problem gdzie to wcisnąć.
Jeżeli pokój ma te kilka m2 więcej, to zawsze masz opcję coś dołożyć czy zmienić. A jeżeli 4-5 m2 zostaje "wolnych" - to dalej po prostu nie rozumiem, w czym to przeszkadza?
Ja nigdy nie byłam strojnisią, ale jako nastolatka nie zmieściłabym się ze swoimi ubraniami w jednej dwudrzwiowej szafie. Ubrania letnie, zimowe, "szkolne" i "normalne". Te eleganckie, wymuszone na różne okazje, a także kilka sukienek. Moja córka nie ma 3 lat i już się nie mieszczą jej ubrania w jednej szafie Owszem, można by je upchać, ale ja lubię mieć porozkładane kategoriami, różne półki to różne rodzaje. Mąż potrafił się skompresować do "mniejszej połowy" szafy, ale ja bym tak nie chciała
Moim zdaniem, lepszy większy ustawny pokój, niż mniejszy ustawny pokój
Staranie się, żeby dzieci jak najwięcej były na powietrzu to i mój cel. Ale jak pada to nie jest cały dzień na powietrzu. W zimie po 16 już zimno i ciemno - też nie będą na powietrzu. I dzieci mają siedzieć z kolegami, mamą i tatą w salonie, bo u siebie się nie mieszczą? Grać w planszówki z kolegami też w salonie, z mamą i tatą?
Ja mam porównanie, bo w bloku miałam swój pokój, ale o wiele mniejszy niż potem w szeregówce. I uważam, że wielkość pokoi powinna zależeć od możliwości inwestorów: od działki, od stanu portfela. Ale nie ma co wmawiać ludziom, że mniejszy pokój jest lepszy. Brakujących m2 już nie dodasz. Luźne w niczym nie przeszkadzają. Małe pokoje są domeną mieszkań w blokach, które mają mocno ograniczony metraż.
A dziecko prędzej czy później będzie z kolegami dużo czasu spędzać w pokoju. Jak nie u siebie w domu, to u nich. Ja wolę, żeby koledzy i koleżanki mojej córki mieścili się u niej w pokoju, żeby mieć okazję ich widzieć, poznać. Wiedzieć, chociaż mniej więcej, z kim będzie się zadawać.
W czasach mojej młodości graliśmy w większości w parku w centrum miasta. Ale jak lało lub było zimno, to u kogoś w domu. Zawsze albo u mnie, albo u kolegi, bo tylko my dysponowaliśmy większą przestrzenią "prywatną". U koleżanki w salonie graliśmy raz, jej rodzice przyjechali chociaż miało ich nie być, i cały urok sesji trafił szlag... A przecież nie robiliśmy nic "złego", jedynie graliśmy w RPGa.