Strach jest dobry dla kogo? Dla rządzących, bo za pomocą strachu (paniki) się łatwiej steruje społeczeństwami? Dla tych co robią interes na maseczkach, kombinezonach, płynach do dezynfekcji itd?
Pamiętam, jak na początku lockdownu (gdy zamknęli szkoły) ze sklepów wymiotło mydła.. To chyba jedne z pozytywnych aspektów tego strachu - co niektórzy w końcu zaczęli myć ręce po skorzystaniu z ubikacji…
Twierdzisz, że uzasadnione są obostrzenia w stosunku do zagrożenia, które tak naprawdę pewnie nawet nie istnieje. A ja twierdzę, że Ty tak uważasz tylko i wyłącznie dlatego, że Ciebie, Twojego stylu życia, te obostrzenia tak naprawdę nie dotyczą.
Gdyby to na Twoje życie miały znacząco wpłynąć nieuzasadnione niczym obostrzenia, to byś już nie uważał ich za potrzebne.
Gdyby to Twoje dzieci były uwięzione w malutkich klitkach w bloku, to byś też - widząc że przecież to nie ma żadnego sensownego uzasadnienia - miał dość.
O maseczkach “prawdziwych” i ich ochronie przed wirusem Grisza bodajże wkleił linka z wynikami badań. Przeczytaj, warto
Społeczeństwo nie jest skrajnie nieodpowiedzialne i debilne. Społeczeństwo (a raczej jego część) po prostu widzi, że zagrożenie wcale nie jest takie, jak to się od lutego przedstawiało.
Brat mojego męża, w marcu bodajże, wracał “lotem do domu” z USA. Po wylądowaniu na lotnisku w Warszawie, potencjalnie zarażony tym straszliwym wirusem, poszedł na pociąg i nim wrócił do Rzeszowa. W Rzeszowie wysiadł na dworcu i autobusem wracał do domu - wszystko zgodnie z wytycznymi, które miał w ogóle tylko dlatego, że sam ich szukał.
Następnie, już po tym jak przejechał z innymi pasażerami pół Polski i pół jednego miasta, to miał nałożoną dwutygodniową kwarantannę.
Oczywiście jego narzeczona, która z nim te dwa tygodnie mieszkała, jadła, spała - żadnej kwarantanny nie miała.
Ich współlokator z sąsiedniego pokoju, dzielący z nimi przez te 2 tygodnie przestrzeń wspólną mieszkania (korytarz, kuchnia, łazienka), także żadnej kwarantanny nie miał.
Dzwonili do Sanepidu i dopytywali się o to, ponieważ sami nie mogli uwierzyć, że taki bezsens jest oficjalnym stanowiskiem. Ale Sanepid twardo potwierdzał - on ma kwarantannę, jego narzeczona i współlokator nie.
I takich przypadków było przecież setki, jak nie tysiące. Już wtedy, na początku “pandemii”. I już wtedy ludzie zaczynali się zastanawiać co jest grane i co z tą “pandemią” jest nie tak.
Ale ci “debile”, jak to ich tak ciągle nazywacie, karnie się stosowali do zasad i obostrzeń. Więc narzeczona i współlokator sami sobie narzucili dwutygodniową kwarantannę i się do niej stosowali. Bo woleli dmuchać na zimne. Tylko, że kolejne miesiące pokazują, jak bardzo to wszystko jest rozdmuchane i nieuzasadnione.
Czy w przypadku prawdziwej pandemii śmiertelnie groźnego, łatwo rozprzestrzeniającego się wirusa, takie “sensowne” środki ostrożności ograniczyłyby żniwo?
Natomiast samo wyzywanie ludzi od debili (tylko dlatego że mają inne zdanie niż wypowiadający się aktualnie osobnik) świadczy tylko i wyłącznie o danym osobniku, jego kulturze osobistej, słownictwie (jeżeli nie potrafi inaczej wyrazić swojej opinii, to zasób słów ma naprawdę marny) i “umiejętności” prowadzenia dyskusji.