Mam nadzieję, że nie. P. Bogdan od tynków obiecywał, że w cenie dorobi co będzie trzeba. Albo za symboliczne pieniądze w stylu koszt dojazdu jak będą akurat daleko mieli robotę.
Oczywiście, że przymierzałem się do tego najbardziej oczywistego ułożenia. Nie dało się tego pogodzić z salonem, gdzie będą te same płytki. Przynajmniej nie wpadłem na pomysł, jak je zgrać - albo miałbym płytkę przez środek dylatacji na środku salonu, albo musiałbym zaczynać od płytki przyciętej z 5 cm i przy drugiej stronie korytarza wyszedłby docinek ze 3cm. Przynajmniej w wersji z "oszukaną jodełką" w salonie. Trudno byłoby to też zgrać z łazienką na końcu korytarza, która też jest w takich samych płytkach. Na dodatek w tej szerszej części też byłby wąski docinek.
Jakbym w tej szerszej części dał też dookoła prostopadle, to miałbym docinki po 15cm. Jak dla mnie o wiele za małe, żeby to jakoś wyglądało.
Po drodze mieliśmy kilka innych pomysłów - wygrał w końcu ten zrealizowany. I ciągle nie znalazłem lepszego.
Doszedłem do wniosku ogólnego (nie tylko co do układu płytek) - jak coś ładnie do siebie pasuje, to fajnie połączyć. Ale jak choć trochę coś nie pasuje. Odcień, kształt - to lepiej kontrastowo odciąć. Stąd nie znajdując sposobu na sensowne połączenie płytek z korytarza z salonem, przejścia z wąskiego do szerokiego korytarza i z korytarza do łazienki - odciąłem kontrastem kładąc płytki prostopadle.
Kolejny przykład dla tej zasady - rozeta.
Pierwotnie między tymi brązowymi płytkami miała być wszędzie jak najbardziej podobna do nich fuga. Teraz, przez te różnice w odcieniu coraz bardziej mnie kusi, żeby rozetę razem z tymi brązowymi rogami odciąć od reszty czarną fugą. I tylko z tych płytek dookoła zrobić ramkę połączoną brązową fugą.