No to filozofię trawnika mam bliską do filozofii Pestki.
Z kretami nie walczę, to nie muszę niczym lać.
Nie nawożę, nie podlewam, tylko koszę (a i to nazbyt rzadko).
I nie dosiewam niczego, więc mam miejscową dziką trawę, która radzi sobie w każdych okolicznościach poza konkretną suszą.
Tolu - skoro trawnik i tak mocno zniszczony, to nie lepiej wpuścić kreta, żeby się najadł?
Przekopie ziemię, wyczyści ją z pędraków, przygotuje pod ewentualny dosiew.