Mineło kilka tygodni i trochę się zmieniło moje palenie w kotle DS.
Otóż za namową teścia, rozpalam mocno drewnem tak aby żar zakrył wymiennik i zasypuje piec na maksa węglem (pod klapę,nawet z górką).
Bardzo wazne jest dobre rozpalenie i grubsza warstwa zaru aby zasypany pozniej wegiel tego nie zadusil ( zacznie sie kotlowac, kupa dymu, wybuchy i ogolnie niebezpiecznie)
Zamykam wszystko na dole (popielnik i dzrzwiczki rusztowe) i daje powietrze poprzez dzrzwi zasypowe (bez miarkownika, 8 dziurek w klapie z możliwościa regulacji).
Taki sposób palenia prowadzi po kilku godzinach do żarzenia się całego wsadu węgla. Następne przez kilka godzin pali się już koks. Gwarantuje, że to wlasnie w DS wydłuzylo mi znacznie czas spalania jednego wsadu. Obecnie używam sterownika jedynie do odczytu temperatury.
W tej chwili 8 otworow mam tak wyregulowanych, ze ich całkowite otwarcie utrzymuje wode w granicach 50st. Gdybym chcial wiecej to musze cos podlozyc pod klape zasypowa (jak przeniose sterowanie Unisterem do klapy zasypowej to problem zniknie).Chodze do kotlowni dwa,trzy razy dziennie przerusztowac (czasami zasyp skoksowany zawiesza sie w polowie wiec go troszke spycham w dol). Boczne sciany mam wylozone szamotem, ktory byl kompletnie osmolony przy sterowaniu klapka w popielniku. Teraz wegiel koksuje sie do samej gory i wypala mi caly syf. Zadnej smoly juz nie mam i jestem zadowolony.
Czy ktos z kotlem DS pali podobnie? Ja bym polecal taki wlasnie sposob
Jeste jeszcze jeden plus - rozpalilem w zeszłym tygodniu i teraz tylko dokladam w odpowiednim momencie bez ponownego rozpalania. W weekend wygasze zeby wyczyscic piec...