No to jeszcze dowalę coś do pieca.
Odśnieżanie.
Można by podpiąć to pod aktywny wypoczynek, ale.... na dłuższą metę się nie da!
Świeże powietrze przy pierwszych opadach śniegu, łopata, choinka przystrojona lampkami, to może wydawać się piękne. Ale za dwa miesiące ten "biały puch" będzie coraz mniej biały, aż w końcu stanie się irytujący do tego stopnia, że wstając rano powiemy:
- KUWA, znowu tyle tego białego gówna napadało!
Ale mam rozwiązanie. Mój tata znalazł sobie takiego (no żula, to byłoby krzywdzące napisać), ale takiego chłopa, któremu rano o szóstej otwiera bramę, i chłop przez godzinę odśnieża wszystkie strategiczne punkty za dziesięć złotych za dzień. To też jakieś rozwiązanie. Na pewno lepsze, niż zakup odśnieżarki.
Temat pod rozwagę.