np dobrze, bo się czuję tu niezrozumiana, więc wyjaśnię. ja nie mam nic przeciwko grze na instrumencie. Uważam to za bardziej pożyteczne, niż siedzenie przed blokiem albo łażenie po galeriach. Poza tym niewątpliwie rozwija.
Ja mam przeciwko szkole muzycznej jako takiej. Dawna szkoła wymagała dużego zaangażowania. Podstawowa to była pestka, ale średnia właściwie ograniczała możliwości pójścia gdzieś poza muzykę. Głównie ze względu na czas, ale też często w takiej szkole (jeżeli nie była to popołudniowa a łączona) przedmioty pozazawodowe, czyli pozamuzyczne, leżały odłogiem, poziom był taki sobie i człowiek w zasadzie był skazany na Akademię a potem... klepał biedę (miałam to w domu, więc wiem, co mówię). Wygrywali ci, co chodzili do normalnego LO i szkoły popołudniowej (jak ja), ale znowu to wymagało naprawdę dużego wysiłku. A w tamtych czasach dało się jeszcze ustawić priorytety i traktować SM trochę laitowo. Przełykali to, że mam klasówkę z matmy więc przychodzę na lekcję nieprzygotowana, że czasem na egzaminie pojechałam po bokach, że nie jeździłam na konkursy jak absolutnie nie musiałam, że na teorię chodziłam w kratkę. Coś tam musiałam robić, ale te wymagania w porównaniu z tym, co jest teraz to było NIC. Program 20 lat temu a teraz nie da się porównać, ja w średniej grałam to, co teraz wymagają w podstawówkach. Nacisk na konkursy, rozliczanie nauczycieli z nagród podopiecznych. Owszem, jeżeli ktoś się chce poświęcić muzyce, to jest to dobre, warsztat dają teraz znacznie solidniejszy. Ale jak ktoś się chce "umuzykalnić" to nie do szkoły. To jest szkoła zawodowa ze wszystkimi konsekwencjami tego faktu. A pamiętać trzeba, że dobrych rzemieślników potrzeba nam ograniczoną ilość a super talent mają nieliczni, bardzo nieliczni. Stąd potem frustracja.
No, tylko tyle