Witajcie,

niestety ledwo minęło 2,5 roku od kiedy wprowadziliśmy się do naszego wymarzonego domu, a pierwszego dnia po urlopie 29 lipca ok 17 dostałem smsa od sąsiada:

"Chatę Ci chyba zalewa, alarm wyje i woda cieknie z okna w garażu z nadproża."

Sąsiad próbował zakręcić zasuwę przed działką, ale bez klucza nie udało mu się skutecznie tego zrobić.

Właśnie byłem w drodze do domu i po niespełna pół godzinie dotarliśmy na miejsce. Nie będę opisywał naszych uczuć, bo każdy jest sobie w stanie to wyobrazić co się dzieje na widok kaskady lejącej się z piętra po ścianach, schodach, z lamp, czujek alarmowych, okapu w kuchni, kominka itd.

Prądu już nie było (wg centralki alarmowej wywaliło zabezpieczenia ok 12.30). Zakręciłem zawór przed licznikiem, złapaliśmy wszystkie ręczniki jakie były pod ręką.
Po wejściu na piętro okazało się, że pękł dolot do pralki (nie pracowała) - taka plastikowa nakrętka na zawór kątowy - taka sama jest na wejściu do pralki.

Zaczęliśmy ścieranie od najdalszego punktu na piętrze - pokój syna cała podłoga panelowa pod wodą, szafki stojące na podłodze napuchnięte.
W korytarzu na piętrze parkiet już lekko pofalowany. Tak samo parkiet w łazience.
Na całe szczęście woda nie wlała się do sypialni córki i naszej, jednak wszystkie świeżo zamontowane futryny i dwoje drzwi można wyrzucić do kosza, bo od wilgoci odszedł fornir.
Na parterze pod wodą nie był tylko gabinet - tzn podłoga była sucha, ale pod lateksową farbą były banie pełne wody - cud że wytrzymały i nie pękły.
Salon, łazienka, kuchnia, wiatrołap, kotłownia i garaż w wodzie.
Z okapu w kuchni i kominka w salonie kaskada jak z prysznica. Z okapu woda leciała prosto na indukcję, a z drugiej strony z anemostatu od rekuperatora na resztę blatu i zmywarkę.
Podłogi prócz wiatrołapu i technicznych pomieszczeń mamy drewniane, więc nie trzeba pisać jak się ma parkiet po zalaniu wodą.

To gwoli szkicu sytuacyjnego. A teraz do rzeczy, czyli jak przebiega proces likwidacji szkody w TUiR Allianz Polska SA.

Po ok godzinie od wejścia do domu wyszarpałem polisę i zadzwoniłem na infolinię i zgłosiłem szkodę. Poinformowano mnie o numerze sprawy i zapewniono, że w ciągu dwóch dni roboczych skontaktuje się ze mną rzeczoznawca w sprawie oględzin. Jasne jest, że do tego czasu bałem się zrobić cokolwiek poza ścieraniem wody kapiącej ciągle ze stropu.
Kolejnego dnia po powstaniu szkody napisałem maila do Allianzu z prośbą o wyrażenie zgody na wynajęcie osuszaczy, żeby szkoda się nie pogłębiała - odpowiedź telefoniczną dostałem 7 sierpnia.
Minął dzień pierwszy, mijał drugi (środa 31 lipca). Przed 16 zadzwoniłem na infolinię i spytałem co się dzieje i dlaczego nikt nie dzwonił. Pani nie znała oczywiście odpowiedzi, ale wystawiła "zadanie" dla rzeczoznawcy, żeby się pilnie skontaktował. Fakt zadzwonił ok 18 i jak Filip z konopi zaproponował kolejny ranek na oględziny, bo jak nie to dopiero kolejny wtorek czyli 6 sierpnia - 8 dni po powstaniu szkody !!!!!!!
Na całe szczęście udało mi się błyskawicznie pracę z domu i oględziny mogły się odbyć.
1 sierpnia przyjechał rzeczoznawca, pomierzył, obfotografował, napisał protokół i powiedział, że prześle to do likwidatora i dalej to likwidator będzie sprawę prowadził chyba, że będą potrzebne oględziny dodatkowe ... oj były...
Już kolejnego dnia zamówiłem je jak zauważyłem, że pokój synka wcale nie został wpisany do protokołu, nie ma wzmianek o materiale, z którego są schody i nie zgadzają się niektóre powierzchnie. Termin nawiązania kontaktu - 2 dni robocze czyli najpóźniej do 6 sierpnia do godz. 16.00. Pamiętając o poprzednim terminie dotrzymanym wyłącznie dzięki mojemu ponagleniu zadzwoniłem 6 sierpnia. Pani powiedziała, ze jest założone zadania, ale założy kolejne.
Oczywiście nikt się nie odezwał ani tego dnia, ani kolejnego. 7 sierpnia złożyłem reklamację na infolinii (podobno miała być kierowana do kierownika rzeczoznawców) i założyłem kolejne zadanie dla rzeczoznawcy. W sprawie reklamacji do dzisiaj nikt się do mnie nie odezwał ...
Rzeczoznawca zadzwonił za to kolejnego czwartego już dnia roboczego popołudniu. Proponował znów odległy termin lub kolejny dzień 7.00. Na całe szczęście przezornie zaklepałem sobie pracę zdalną, bo wolałem być na miejscu w razie czego.
Pan znów obfotografował, dopisał brakujący pokój i schody które się zaczęły krzywić tak bardzo, że się przesunęła ich podstawa na dole, a na górze powstała szczelina między obudową i stropem. Dopisał tez alarm, który wył bez powodu nawet jak był nie uzbrojony oraz kilka innych rzeczy.
Jak pisałem wcześniej likwidator po wielu dniach namysłu zgodził się na osuszanie podposadzkowe i związane z tym niemałe koszty oraz na wynajęcie mieszkania na czas pracy maszyn.
Osuszanie wystartowało 10 sierpnia.
9 sierpnia po rozmowie telefonicznej, w której likwidator uprzedził (wiedział co śle) o przesłaniu wstępnego kosztorysu zostałem poproszony o uzupełnienie dokumentacji o cesję z banku (ok), fakturę za osuszanie (dopiero co wyraził zgodę a już faktura - tym bardziej, że rozliczenie było za każdą dobę pracy poszczególnych urządzeń o czym likwidator wiedział, bo dostał szczegółową ofertę), fakturę i umowę za najem mieszkania (umowa poszła, ale faktura z góry nie wiedząc ile nam przyjdzie tam mieszkać??? najem krótkoterminowy rozlicza się dobowo, o czym likwidator również wie, bo przesłałem mu przykładowe ogłoszenia), opinia serwisu AGD określająca zakres i koszt napraw zalanego sprzętu (ok), protokoły z osuszania budynku (jak zrobić protokół przed rozpoczęciem osuszania, którego trwanie szacuje się na 3 tygodnie ???). Brak tej dokumentacji ma wg pisma uniemożliwiać dokończenie likwidacji szkody -bez komentarza - na myśl przychodzi tylko często stosowana praktyka zamęczenia przeciwnika, aż zrezygnowany przyjmie cokolwiek, byle mieć za sobą ten dramat.
W tej samej rozmowie telefonicznej (nie ukrywam bardzo rzeczowej i uprzejmej) ustaliliśmy, że zbiorę wszelkie posiadane jeszcze faktury, zamówienia i inne temu podobne z okresu budowy domu, co pomoże zaświadczyć, że na ścianach mam faktycznie farbę Caparol a nie EkoŚnieżkę, a podłoga i schody to faktycznie lity merbau, a nie laminat 7 mm AC3.
Zrobiłem sporego i szczegółowego excela (tak uzgodniliśmy) obfotografowałem faktury i opisałem każde zdjęcie numerem pozycji z excela, żeby nie było kłopotu z przypisaniem jednego do drugiego. W mailu 13 sierpnia poprosiłem również o pilny kontakt (1 dzień roboczy) Nie wiem czy pomogłem tymi excelami i zdjęciami, bo do dzisiaj nikt sie ze mną nie skontaktował.
A teraz największa wpadka tej całej historii - KOSZTORYS.
Jak pisałem wcześniej likwidator poinformował mnie, że wysyła "wstępny" kosztorys, i że on będzie uściślany i że będziemy negocjować itd. Całe szczęście, że nie dostałem zawału albo wylewu jak go otworzyłem - to co tam zobaczyłem to jest ikona niekompetencji, głupoty i ignoranctwa kosztorysanta.
Rzeczoznawca robiąc protokół z oględzin mierzył wszystkie pomieszczenia - ich powierzchnię, wysokość a gdzie trzeba było również powierzchnię ścian do malowania.
Fakt - pozycje kosztorysowe nazwane były tak, że można by odnieść wrażenie że dotyczą mojego domu. Nie znalazłem tam jednak ani jednej pozycji, która (poza niekompletnymi nakładami, błędnymi założeniami materiałowymi i wreszcie zaniżoną robocizną - katalogi budowlane a nie remontowe) której powierzchnie by się zgadzały. Zatem przy parkiecie 15 mm z egzotycznego merbau mamy układanie płyt prospanelowych - UWAGA - nie ma pozycji usuwanie zalanego parkietu. Farba na ścianach i sufitach - lateksowy Caparol Samtex ELF 3 i 7 (o czym jest zapis w protokole) stał się nagle farbą emulsyjną. Łazienka się pomniejszyła, korytarz powiększył itd itp. Szkoda gadać, bo mi znów ciśnienie rośnie.
Po krótkiej analizie dałem sobie spokój, bo mnie to za dużo nerwów kosztowało. Pominięto skrzydła drzwiowe, meble kuchenne, zalany garaż ... Swoją opinię na ten temat napisałem w mailu do Allianz z 12 sierpnia.

Dzisiaj minęło 22 z 30 dni, które ma Allianz na likwidację tej szkody. Dzisiaj też złożyłem reklamację do kierownika likwidatorów, ponieważ wczoraj zamawiany kontakt z likwidatorem nie doszedł do skutku.

Będę na bieżąco opisywał jak bardzo Allianz dba o komfort ubezpieczonych, dotkniętych przypadkami losowymi. U nas wszyscy zdrowi, ucierpiały tylko rzeczy, ale strach pomyśleć jak się czuje tak traktowany przez ubezpieczalnię człowiek, któremu stała sie większa krzywda.

Przygotowuję już szczegółowy kalendarz likwidacji tej szkody i zacznę prowadzić korespondencje po polsku i niemiecku z kopią do spółki-matki. Niech sie dowiedzą jak się podchodzi do klientów w polskim Allianzu.

Sprawdźcie wężyki od pralki !!!

Pozdrav