Jestem obecnie obserwatorem zmagań proboszcza z inwestycją jakiej się podjął, a która okazała się wielkim problemem, chociaż początek był optymistyczny. Otóż w 30-letnim kościele 15 lat temu poprzednik zrobił podlógowkę zasilaną piecami na olej. Porażka, prawie od początku. Olej podrożał szybko, ogrzewanie było nieefektywne, rzadko odpalane, bo drogo chyba, a może wykonanie było nieco chałupniczo wykonane? Tego do końca nikt nie wie...Ale mniejsza o to.Obecny proboszcz uznał, że taka chłodnia jest bez sensu, na plebanii też zimno, bo kocioł olejowy grzał i tu i tu. Żarł takie pieniądze, że nie dawał rady. Założył fotowoltaiczne panele, zamontował pompę powietrza. Cieszyliśmy się, że teraz po przyłączeniu do starego ogrzewania podłogowego wszystko już pójdzie gładko! A tu rozczarowanie. Po uruchomieniu woda tryskała poprzez kafle we wszystkich 12 sekcjach... Kościół ma 300 m2 tej posadzki....czarna rozpacz. Stanęło więc na tym, że trzeba kłaść kolejną instalację.I teraz zaczęła się dyskusja i wymyślanie. Czy kuć podłogę aby zdjąć starą instalację, czy kłaść na tę starą zbijając tylko kafle? Czy na kafle? Może ktoś z " boku" fachowo podpowie? To są ogromne pieniądze i stres... pomyślałam, że tu znajdę bezstronną radę.