Jak daleko posuwacie sie w swoich oszczednosciach od momentu gdy zapadła decyzja o budowie domu?
Przed budowa domu kazdy sobie żył po swojemu - jeden bogaciej inny oszczedniej.
Budowa domu to ogromny wydatek, w duzym stopniu finansowany z kredytu.
Dlatego każda złotówka wydana podczas budowy na sprawy nie budowlne to de fakto złotówka wydana na kredyt od której jeszcze trzeba zapłacic odsetki!!!
Jak tu nie zwariowac, gdzie jest sensowan granica w limitowaniu swoich dotychczasowych wydatkow?
Poniewaz z drugiej strony odmawianie sobie wszystkich przyjemnosci życiowych przez okres paru lat tez jest sporym problemem.
Rezygnacja z wielu rzeczy które sprawiały radosc, lecz teraz wpadaja pod topów "ciecia kosztów życia" dodatkowo wpływa stresująco.
Gdzie jest złoty środek - do którego miejsca warto ciąć koszty życia?
Nie pisze tu o sytuacji ekstremalnej: "od tej chwili kąpiemy sie w zimnej wodzie aby zaoszczedzic" lecz o wszelkich zyciowych przyjemosciach:
piwo, czekolada, urlop, pizza w knajpie, butelka wina przed snem po stresującym dniu, ciuchy, nowa komorka, rezygnacja z internetu/kablowki,
tańsza wedlina, postne ziemniaki zamiast obiadu z mięsem itd. itp.
w zależności od dotychczasowych upodoban na tych kosztach można miesiecznie i 500 zl zaoszczedzic - ale czy warto ?
bo czasami taka sama sytuacja/okazja/nastrój szybko może sie nie powtorzyc
jakie jest Wasze podejscie do tej sprawy ?