hmmmm - ja już wiem - dlaczego w mojej garderobie takie pustki...(między innymi oczywiście)
uświadomiłam to sobie patrząc na złoża szmat u guścika - bo zrobiło mi się duszno i zakręciło mi się w głowie...to samo uczucie mam gdy wchodzę do windy z ludźmi, supermarketów i innych szmateksów...
Mam chyba jakąś fobię - ale na widok tych szmat bym zwiewała, ilekroc bym tam zaglądała...bo nawet te swoje kinowe przerzedzam jak mogę - pare razy w roku wywalam co zbędne (wyjątek stanowią buty i torebki- córka mi nie pozwala
), a te co wiszą ciągle piorę, choć nie noszę...
myślałam że szanujący się konsument też tak ma - no bo zanim założy tą 100 koszulke to już niemodna będzie i zwiędnie w tym ścisku...
zresztą już gdzies tu o tym pisałam - niby coraz więcej moge wydać kasy na te duperele ale coraz rzadziej to robię...więc gdybym mogła jak guścik - to juz w ogóle nic bym nie miała ( "bo jak nie chcesz, to nie musisz"
i bardziej cieszy mnie jedna rzecz niż trzy reklamówki...
A teraz to chyba bardziej mąż mnie ubiera niż ja sama...(póki co ma z tego dużo frajdy i niech tak zostanie) - mnie zakupy już męczą...nawet w Mediolanie
zresztą takie gromadzenie rzeczy uważam za duży obciach (spotykany wśród migrantów) - no i dochodzi do tego globalne ocieplenie, Fair Trade i takie tam - ale to już inne tematy - bo to trzeba czuć i wiedziec gdzie są granice...
PS guścik - jak patrzysz na te wzory na wykładzinie garderobianej - nie kręci ci sie w głowie?
(no i te plastykowe wieszaczki...brrrr)