Nie wiem jak będzie jutro ale....dzisiaj jesteśmy w trakcie pierwszego samodzielnego dnia w przedszkolu trzylatka. Przedtem były 3 dni z rodzicami (mama) po 3h. Małemu mówilismy już od ponad 2 mc o przedszkolu. Podjeżdzaliśmy pod płot aby oglądął plac zabaw. Od tygodnia tłumaczylismy, że będzie jedzonko i dzieci i zabawa. Jak chce to może spać, jak chce to leżeć i myśleć sobie o kotkach
a jeśli nie chce to wczesniej po niego przyjdziemy.
Dzisiaj rano odstawiłem gościa pierwszy raz (jestem od zadań trudnych czyli zastrzyki, przedszkola itp
). W samochodzie śpiewy. Po wejściu pokazał mi swoją szafkę (pierwsze 3 dni były z żoną). Poszliśmy do sali. Otwieram drzwi a tam jeden wielki ryk. Sajgon i zbiorowa histeria. Pani oblepia 8-10 płaczących malców. Dzieci płaczą w niebogłosy. Nasz maluch pomachał mi, dał buziaka i poszedł. Po 30 minutach kumpel odprowadzał swojego syna. Nasz cały czas nie płakał i rozpracowywał nowe zabawki. Żona przyszła poniego o 12.30. Wyszedł z panią i powiedział, że jest już w pidżamie i zostaje
.
Jestem świadomy, że jutro, pojutrze, za tydzień może być kiepsko. Zasadniczo nie słyszałem o dziecku, które nie płakałoby kiedyś przed przedszkolem. Sam wspominam traumatycznie swoje przedszkole. Ale pierwszy dzień synka mojego był rewelacyjny.
Taki sam stres mielismy przed przeprowadzką do własnego pokoju. Naczytałem się jakie to dzieci odwalają numery we własnych pokojach. Jak nie chcą spać etc. U nas przedtem 1 pokój i wszyscy na kupie. Malec od pierwszego dnia chce spać sam. Mycie, trzy bajeczki, buziak i lulu. Czasem przybiega do nas nad ranem.
Przy tak wielkich zmianach dla malca, moim zdaniem podstawa to spokój rodziców. Dzieci to wyczuwają jak mama "łzawi" w przedszkolu i pyta zadowolone jeszcze dziecie czy się nie boi i czy wszystko ok. Druga sprawa to rozmowa, rozmowa, rozmowa, rozmowa....tłumaczenie, tłumaczenie, odpowiadanie na pytania, odpowiadanie na pytania....Dużo rodziców zapomina o tym aspekcie bo trzyletek nic nie zrozumie i szkoda czasu. Najwyżej popłacze, a trzeba na głeboką wodę etc. Fakt - tak jest może łatwiej bo my poruszaliśmy trudny temat przeprowadzki i przedszkola od kilku miesięcy. Uczyliśmy małego jeść samodzielnie, ubierać się, sikac
. razem kupowaliśmy "wyprawkę". W tym czasie wiele równolatków waliło w gacie i szybki kurs dorosłości rodzice fundowali na tydzień przed przedszkolem. Moim zdaniem rozmowa i poświęcanie malcowi czasu przynosi efekty...nawet jak jutro zalej się łzami
...On lub...ja
.
Uffff