Napisał
noc
To zwykła manipulacja czy wręcz oszustwo, poprzez podkreślanie kosztów państwa przy opłatach za emisję CO2, a ukrywanie dochodów ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2. W roku ubiegłym Polska zarobiła 57,5 mld zł na sprzedaży uprawnień, te pieniądze miały zostać wydane na transformację energetyczną. Gdzie trafiają? To tylko rząd wie, bo nie jest skłonny się dzielić tą wiedzą. W każdym razie wydatków na transformację energetyczną nie widać, wręcz przeciwnie, bo np. wydano 2 mld zł na elktrownię weglową w Ostrołęce, a dokładniej na rozpoczęcie budowy i wyburzenie. Gdyby te pieniądze z ETS przeznaczyć na elektrownie jądrowe, szybko przestalibyśmy przejmować się cenami węgla i gazu, oraz embargiem na nie.
PS
Tak naprawdę, to Polska prawie nic nie płaci za emisję CO2, bo koszty i zyski za emisję, prawie się bilansują.
Rząd z kas elektrowni wydał 12 baniek, na sianie nienawiści do UE. Oczywiście zapłacimy za to my, w cenie energii którą elektrownia/państwo sobie ustala jak chce, bo jest monopolistą.
Gdyby OZE rzeczywiście rozkręcono na wielką skalę, nie byłoby większych problemów. A my nie mamy ani OZE, ani atomu, ani wystarczających KWh ze spalania węgla. W tym jest problem.
Pieprzonym.
A rząd nie przejmuje się ani PV, ani PC, ani atomem, ani deficytem węgla, odbiorca zapłąci za energię tak czy siak.
Najpierw elektrownie wywindowały ceny energii w kosmos, zarabia obecnie krocie na produkcji i przesyle prądu, a teraz wspaniałomyślnie podaruje nam ulgę na 2000kWh z zysków, które wypracowały na pieniądzach wydrenowanych od konsumentów. Przedsiębiorcy zapłącą krocie, a suweren będzie kłaniał się w pas za "zniżkę" przy zużyciu 2000 kWh. I wszystko pasuje.