JoShi jak tam Zuza?
Ja przyznam, ze smutno mi bylo, jak swoje zostawialam u weterynarza, a z drugiej strony przynajmniej bylam spokojna, ze sie wybudza z narkozy pod kontrola i oddadza mi juz koty juz sprawdzone i na pewno w dobrym stanie.
Monika B moim sie charakter w ogole nie zmienil. Tyle ze u Kary pojawil sie potem ten fartuszek skorny pod brzuchem, ale faktycznie ona nie ma duzo ruchu, a teraz w ogole jest szacowna starsza dama... ale musze jej przyznac, ze jest swietna lowczynia, zaden pajak jej nie umknie!
Uwielbia jeszcze za kulka poganiac...
Mam wrazenie, ze u mnie problem kastrowania najbardziej na mnie sie odbil emocjonalnie. Glupio tak, ale czlowiek naprawde ma wrazenie, ze kotom robi krzywde - jakby chodzilo o istote ludzka... Nie zaluje decyzji, aczkolwiek tak jak mowie, dwa dni przed bylo bardzo zalosnie...
A potem jak wrocily od weterynarza, jak sie zaczely scigac swoim zwyczajem przez cala dlugosc mieszkania... emocje szybko przeszly i teraz juz tylko sie ciesze, ze sie koty nie meczyly (i nas przy okazji) tyle lat za sprawa hormonow!
A jak pomysle o tych niezliczonych miotach niechcianych kociat i tak mi sie serce sciska...