Przypadek.
Młode stażem a trochę starsze związkiem małżeństwo. Ona po 30stce on od niej kilka lat młodszy. Kochają się bardzo, i postrzegani są jak dobrana para. Jest jedno ale- ona ma ogromne parcie na dziecko. Jej koleżanki rówieśniczki już wszystkie po lub w trakcie ciąży. On parcia jak się łątwo domyślić nie ma- jego koledzy o tym też jeszcze nie myślą. Cała sprawa wyszłą przed ślubem. Łagodzona - ona idzie na kompromis, rozumie, że on jeszcze za młody i czeka jeszcze jakiś czas- biorą ślub; on oswaja się z sytuacją i przygotowuje mentalnie. No i od tamtego okresu minął ponad rok. Ona wróciła do tematu- on twardo mówi nie. Ona rozpacza- przy każdym poruszeniu tematu drą koty.
A ja miałam żywą dyskusje na ten temat z moim mężem. Ważną jest informacja, że on też sobie posiadania dziecka na razie nie wyobraża, choć jest uświadamiany, że pewnie za 2 lata go to czeka Ja trzymam stronę kobiety. uważam, że skoro sprawa wynikła przed slubem, to powinien wtedy tak ja postawić na ostrzu noża. Według mnie pewnie by wtedy za niego nie wyszła. On postepuje nie uczciwie. A mój mąż twierdzi, że to nie ma zaneczenia, bo ona kocha jego i za niego wyszła a nie za przyszłe dziecko. Ciekawa jestm, czy ktoś zrozumie i wyjasni tu tok rozumowania facetów. Dla mnie- biorąc ślub wiążesz się z kimś na lata, planujesz sobie z nim życie i jeśli jego intergralną cześcią jest dziecko i obie strony o tym wiedzą to zawiarają swego rodzaju umowę na wspólne życie. I opisane tu zachowanie mężczyzny łamie jej warunki. To tak jakby mówił - ja albo dziecko- wybieraj, ale mówi to po tym jak ona już od dłuższego czasu to życie z nim układa.
Ciekawa jestm waszych przemyśleń co do tego typu sytuacji, doświadczeń ze związków gdy jedno z prastenrów nie chce dziecka. Wiem, że temat trochę przeciw w większości dzieciatych forumowiczów, ale może ktos już to przeżył.